Zdumiała, zszokowała, zaczarowała... Wczorajszy występ Justyny Szafran w: "Rzecze Budda Chinaski" Harles'a Bukowskiego wywołał całą gamę bardzo zróżnicowanych uczuć. Sama artystka doskonale zdawała sobie sprawę, że przedsięwzięcie jest nieco ryzykowne, a teksty, które śpiewa, bardzo kontrowersyjne. Grana przez nią prostytutka bywa czasami dosłowna, a jednak to jedna z wielu kobiet chorych na miłość, które znamy z innych kreacji Justyny.

"Niechcący trafiłam na poezję Bukowskiego i poczułam, że ja tak czuję, że to są moje słowa, że chciałam po prostu tak się 'wywrócić na drugą stronę'. Zadzwoniłam więc do reżysera, pytając, czy zna Bukowskiego. Powiedział, że zna, ale to powinien facet robić. 'No ale ty to ewentualnie byś mogła.' Zadzwoniłam do muzyków i w końcu wszyscy się dogadaliśmy. Ja te teksty tak czuję, jakby moje serce to mówiło. Bo, przez ten ból i taki syf, tam jest dużo - wydaje mi się - zawartych: i mądrości i w sumie kruchości."

Od kruchej Justyny Szafran spektakl wymagał żelaznej wprost kondycji. Nie tylko fizycznej, ale przede wszystkim psychicznej. Jak mówi, udało się, ponieważ czuła wsparcie widowni, która doskonale pamięta ją z czasów pracy w Kaliszu i nadal darzy miłością.

delurarc.fm