Prokurator i rodzina chcą większego wyroku dla 46-letniego kierowcy karetki pogotowia, którego sąd w ubiegłym roku uznał za winnego nieumyślnego spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym i skazał go na 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 2 lata. Rodzina zmarłego domaga się też dla mężczyzny zakazu kierowania pojazdami, a także wykonywania zawodu ratownika. W Sądzie Okręgowym w Kaliszu ruszyła rozprawa apelacyjna tragicznego wypadku z udziałem karetki i Opla. W zdarzeniu zginął 70-letni kierowca osobówki. Najbliżsi zmarłego wciąż nie mogą pogodzić się ze stratą i domagają się dla ratownika 2 lat więzienia. Obrona chce uniewinnienia.

"Jesteśmy bardzo zmęczeni tą sytuacją i wracaniem do tej sprawy. W grudniu miną 4 lata. Każde przedłużenie i gra na zwłokę jest dla nas bardzo ciężkim przeżyciem. Liczymy na sprawiedliwy wyrok" - mówiła córka zmarłego.

46-letni ratownik jeszcze raz przeprosił rodzinę tragicznie zmarłego:

"Jest to moja osobista tragedia życiowa. Bardzo żałuję, że do tego doszło. Z uwagi na to, że jestem ratownikiem medycznym i pracuję po to, by ratować ludzkie życie, nagle zdarza się nieszczęśliwy wypadek. Jest mi bardzo przykro. Już nigdy nie wsiądę za kierownicę karetki. Nie jeżdżę karetką. Chciałbym jeszcze raz poprosić wysoki sąd o sprawiedliwość".

Wyrok ma zapaść w tę środę.

Przypomnijmy. Do tragedii doszło na początku grudnia 2018 roku. Jak ustalili śledczy, kierowca karetki pędził do chorego w terenie zabudowanym. Na skrzyżowaniu pojazd zderzył się z Oplem. Kierowcę osobówki w ciężkim stanie przetransportowano do szpitala. Tam po kilku godzinach zmarł. Sąd pierwszej instancji uznał, że karetka jechała co najmniej 130 km/h. Miała włączone sygnały świetlne, bez alarmu dźwiękowego. Śledztwo wykazało też, że do wypadku przyczynił się 70-letni kierowca Opla.