Festiwal wirtuozów

 

Sobotnią galą koncertową z tradycyjnym udziałem grupy Dżem, wulkanicznym Planet of The Abts i niebywałym show estradowym The Blues Brothers Band zakończył się VI Festiwal Pawła Bergera w KALISZ ARENIE <--------------------- Było warto tam być.

Piątkowe koncerty konkursowe z udziałem:

Arek "Skaza" Band - Warszawa (3 miejsce)
Back To The Ocean - Warszawa
Bez Protekcji - Działdowo
TheBl Blues Band - Łomża
Tomek Olszanowski Band - Kalisz

wygrali The Skys - Pergales (LITWA)

Magicznym głosem i urodą zachwycała Zuza Nagiel (2 miejsce)

Klawiszowiec z jej bandu - Piotr Flies - za swój kunszt otrzymał nagrodę specjalną.  

 Laureaci publiczności - The Purple Onions z Kalisza (gitara - Kacper 14 lat, perkusja - Kacper 12 lat, klawisze - Iga 12 lat, śpiew - Agnieszka 12 lat, bas - Kamil 8 lat, 

Zespoły oceniało jury w składzie: Mira Siewiera - córka Pawła Bergera, Marta Mielcarek - muzykolog i teatrolog, Jerzy Styczyński - gitarzysta grupy Dżem, Piotr Krysiak - redaktor naczelny Radia Centrum oraz Paweł "Freebird" Michaliszyn - dyrektor festiwalu, dziennikarz i manager muzyczny.

 

Statuetk i nagrody pieniężne dla laureatów wręczyli obecni na finale prezydent Kalisza - Janusz Pęcherz i v-prezydent Dariusz Grodziński. Prezydent Grodziński dodatkowo zaprosił i gościł w specjalnie przygotowanym pomieszczeniu Kalisz ARENY, chłopca chorego na SMARD1 - bohatera poprzedniej edycji festiwalu - małego Franka Trzęsowskiego z Sulisławic. Jak to było widać z jego strony-->PRZECZYTACIE TUTAJ :-)

www.mojsynfranek.pl   

Pierwszy dzień festiwalu zakończyli: Damian Ukeje & Fat Belly Familly, Filharmonia Kaliska Na Rockowo & QUIDAM oraz ostry jam muzyczny w Pubie Beka, gdzie można było posłuchać gitarzysty grupy Dżem - Jurka Styczyńskiego - w roli basisty:

 

FILHARMONIA KALISKA „na rockowo"

Podobnie jak w zeszłym roku, na scenie festiwalowej zobaczyliśmy także Filharmonię Kaliską. "Cieszę się, że teraz także dostaliśmy zaproszenie do udziału w tym wyjątkowym przedsięwzięciu. Przygotujemy utwory z różnych gatunków: od rapu, do gotyckiego metalu. Będzie Metallica, Lynyrd Skynyrd, Deep Purple... Zakończymy wspólnym wykonaniem "Sanktuarium" grupy Quidam. Mam nadzieję, że po raz kolejny filharmonia pokaże, że nie gryzie i dobrze radzi sobie z każdym gatunkiem" - powiedział Adam Klocek, dyrektor Filharmonii Kaliskiej i dotrzymał słowa.

SAIKO - ROCKOWY QUIDAM W KALISZU
Założony w połowie lat 90 zespół QUIDAM jest jedną z najpopularniejszych rockowych formacji w Polsce . Rok 2012 jawi się dla zespołu szczególnie, z racji premiery długo wyczekiwanego albumu studyjnego "SAIKO".

Prace nad nim przebiegały w końcu 2011 w jednym z najlepszych polskich studiów nagrań - 'recpublica' w Lubrzy, a także we wrocławskim studio 'echo'. Producentem został Robert Szydło (muzyk, kompozytor i producent, współtworzący zespół MIKROMUSIC, współpracujący m in. z Katarzyną Groniec), a masteringiem płyty zajął się Marcin Bors. Dotychczas ukazało się pięć albumów studyjnych zespołu, z których dwa 'QUIDAM' oraz anglojęzyczny 'ALONE TOGETHER' cieszą się ogromną estymą wśród słuchaczy w Polsce i poza granicami naszego kraju. Tak, warto wspomnieć, iż QUIDAM to swego rodzaju 'polska marka eksportowa': Meksyk, Brazylia, Stany Zjednoczone, Europa Zachodnia i Wschodnia, wielokrotnie odwiedzane przez polski zespół na trasach i eventach, gdzie na wielu festiwalach był 'gwiazdą wieczoru'. Niezapomniane koncerty dla zespołu to festiwal BAJAPROG w Mexicali, występ w magicznym Rio de Janeiro oraz amerykańskiej Pennsylwanii. Ale QUIDAM to zespół dostrzegany także w kraju: imponujący przystanek woodstock, festiwal legend rocka w Dolinie Charlotty, jak i subtelna i niespotykana atmosfera trójkowego studia Agnieszki Osieckiej udowadniają różnorodność miejsc i odbiorców muzyki zespołu. Zwieńczeniem albumu 'ALONE TOGETHER' (warner music poland )był fantastycznie recenzowany w kraju i za granicą koncert dvd 'STRONG TOGETHER' przepięknie wydany przez krakowski rock-serwis. Koncerty QUIDAM to z racji nietuzinkowego stylu, gatunkowej różnorodności i energii niezapomniane dla publiczności wydarzenia. Zespół wystąpi ...w Kaliszu ....z premierą nowej płyty "saiko". Będzie to pierwszy koncert promujący to wydawnictwo!

Quidam 2012 tworzą:
Zbyszek Florek - instrumenty klawiszowe
Bartosz Kossowicz - śpiew
Maciek Meller - gitary
Jacek Zasada - flety
Mariusz Ziółkowski - gitara basowa
Maciek Wróblewski - perkusja 
 

Grupa DŻEM - to legenda polskiej muzyki bluesowej.Choć muzyczna Polska poznała Dżem na początku lat 80 i właśnie na ogół wtedy biorą początek jego biografie, to jednak korzenie grupy sięgają aż do roku 1973
To właśnie wtedy w Tychach grywali ze sobą bracia Beno (gitara basowa) i Adam (gitara) Otrębowie, klawiszowiec Paweł Berger oraz Aleksander Wojtasik. W grudniu dołączył do nich Ryszard Riedel. W latach 1973 -1978 działalność formacji była bardzo nieregularna i aż do 1980 r. miała status amatorski. Przełomem dla działalności grupy był udział w I Przeglądzie Muzyki Młodej Generacji w Jarocinie. Choć Dżem nie wygrał konkursu, okazał się jednak największym odkryciem imprezy, ale także całego roku 1980.
W ciągu kilku kolejnych lat zespół dużo koncertował i brał udział w wielu znaczących festiwalach, takich jak: Folk Blues Meeting w Poznaniu, Jarocin, Rock Na Wyspie we Wrocławiu (1982), Muzyczny Camping w Brodnicy, FAMA w Świnoujściu, Rawa Blues w Katowicach, Olsztyńskie Noce Bluesowe.
W roku 1985 ukazał się pierwszy, a zarazem jeden z najpopularniejszych, longplay grupy - „Cegła". Album zawierał osiem utworów, a były to Whisky, Czerwony jak cegła, Oh, Słodka, Jesiony, Ballada o dziwnym malarzu, Boczny wiatr, Nieudany skok i Kim jestem - jestem sobie. Na wiosnę roku 1987 zespół odbył trasę koncertową Blues/Rock Top '86, gdzie poza swoimi koncertami, również towarzyszył artystom wybranym w ankiecie „Jazz Forum" Monice Adamowskiej, Tadeuszowi Nalepie, Ireneuszowi Dudkowi. Przez cały rok 1987 zespół grał równolegle z Ryszardem Riedlem oraz z Tadeuszem Nalepą (album „Numero Uno") i Moniką Adamowską. Na trasach koncertowych zespół występował również z Martyną Jakubowicz.
W październiku 1993 roku zespół nagrał płytę Autsajder. To ostatni album z premierowymi utworami grupy, na którym zaśpiewał R. Riedel. Ostatni koncert grupy z Riedlem odbył się 16 marca 1994 r. w Krakowie, w maju wokalista został tymczasowo usunięty z Dżemu. Zmarł 30 lipca 1994 roku,
Od 1995 roku nowym wokalistą zespołu został Jacek Dewódzki, z którym zespół koncertował i tworzył do roku 2001, kiedy zastąpił go Maciej Balcar.
Rok 1995 to okres, w którym odbyły się dwa koncerty upamiętniające zmarłego Ryśka Riedla. Jeden z nich został upamiętniony 3 płytowym albumem koncertowym „List do R."; drugi koncert zarejestrowany został przez telewizję i nosi ten sam tytuł. Koncerty te to występy Dżemu z wieloma zaproszonymi gwiazdami polskiej muzyki w roli wokalisty (m.in. Czesław Niemen, Tadeusz Nalepa). Jeszcze w tym samym roku miała miejsce premiera nowego albumu, pierwszego z Jackiem Dewódzkim, „Kilka zdartych płyt" (1995).
27 stycznia 2005 roku zespół miał wypadek samochodowy na autostradzie A4. W wypadku zginął pianista grupy Paweł Berger. Zespół zawiesił działalność na kilka miesięcy, w trakcie których trwała rekonwalescencja basisty Benedykta Otręby. 27 kwietnia 2005 oficjalnie zaprezentowano nowego klawiszowca, którym został Janusz Borzucki. W listopadzie 2010 roku miała miejsce premiera nowego albumu zespołu, zatytułowanego „Muza".

Zespół Dżem występuje w składzie:
Maciej Balcar - śpiew, harmonijka ustna (od 2001 )
Adam Otręba - gitara solowa, śpiew (od 1973 )
Benedykt "Beno" Otręba - gitara basowa, śpiew (od 1973)
Jerzy Styczyński - gitara solowa (od 1979 )
Janusz Borzucki - instrumenty klawiszowe, organy Hammonda (od 2005)
Zbigniew Szczerbiński - perkusja (od 1992

)

 

PLANET OF THE ABTS  „Stwórzmy zespół nie z tej ziemi", krzyknął kiedyś w autobusie do Jorgena Carlssona, perkusista Gov't Mule, Matt Abts.
PLANET OF THE ABTS - Niby nic w tym dziwnego, bo Jorgen jest basistą Gov't Mule, a jechali autobusem na Mountain Jam właśnie ze swym macierzystym zespołem. Jak się domyślacie , Gov't Mule.

Wracając z owego festiwalu Jorgen wykrztusił w końcu z siebie to, o czym przez ostatnie trzy dni ustawicznie myślał; Ok ok., niech to faktycznie będzie zespół nie z tej ziemi - Planeta Matta Abtsa. 0czywiście oni wiedzieli o czym mówią. Warren Haynes prawie od roku wędrował po świecie ze swym solowym projektem Warren Haynes Band. Mule praktycznie w 2011 roku nie koncertowali. Nic, więc nie stało na przeszkodzie, aby ruszyć z czymś własnym. Początków Planet Of The Abts szukać należy jednak wiele lat wcześniej.
Na przełomie 1999 i 2000 roku za sprawą Matta Abtsa i Allena Woodego, ówczesnego genialnego basisty Gov't Mule powstał koncertowy projekt, Blue Floyd a chwilę później Beatlejam. Ale to głównie Matt nalegał, aby powołać do życia obydwa projekty. Miał najwięcej wolnego czasu. Warren i Allen zaangażowani byli dodatkowo w The Allman Brothers Band. Tak, więc bywały okresy, że Matt po prostu się nudził. A należy raczej do gatunku tych nadpobudliwych. Zawsze ciągnęło go w kierunku bardziej rozbudowanych form. Jak sam wielokrotnie powtarzał - uwielbiam progresję. We wszystkim. Blue Floyd, którego trzon stanowili Matt Abts, Allen Woody, Berry Oakley Jr. (tak, tak , to syn Tego Berrego) i wyśmienity klawiszowiec, legendarny Johnny Neel. Grali głównie utwory Pink Floyd, fantastycznie zmienione na własną modłę. Ale trafiały się również perły w postaci utworów King Crimson, Procol Harum czy Van Der Graf Generator.
Z kolei projekt Beatlejam to bardzo swobodnie potraktowane utwory The Beatles i Grateful Dead. Zmieniali się jedynie na scenie gitarzyści. Audley Freed, Marc Ford, John Scofield, Rich Robinson czy sam Warren Haynes. Nie było to jednak wierne kopiowanie klasycznych utworów. Nieskrępowni żadną stylistyką, po prostu bawili się muzyką. Możecie sobie wyobrazić Shine On You Crazy Diamond w absolutnie porywającej bluesowej konwencji? Zapewniam was, że nie odebrali ani kruszyny z piękna oryginału. Jak widać progresywne duchy przeszłości od dawna kołatały się w głowie Matta. Myślę, że to już wtedy rodził się Planet Of The Abts. Kiedy Gov't Mule zawiesił na rok działalność postanowili z Jorgenem trochę poeksperymentować. Jorgen zachwycony wczesną, nieco psychodeliczną twórczością Gov"t Mule doskonale wiedział o co Mattowi chodzi. Mając do dyspozycji Roger's Boat Studios, którego Jorgen jest współwłaścicielem zaczęli spotykać się regularnie. Carlsson, fantastyczny basista, podczas tych sesji obsługiwał również instrumenty klawiszowe.
Pewnie pogrywali by sobie tak do dziś; dla relaksu , ale pewnego dnia Jorgen przyprowadził na próbę swego wieloletniego przyjaciela, wspaniałego gitarzystę T - Bone Anderssona. Obydwaj są Szwedami, którzy swego muzycznego szczęścia postanowili szukać w USA. Jak wspominał Matt Abts, pierwszym utworem, który zagrali z T-Bone był... No Quarter z repertuaru Led Zeppelin. Podobno T-Bone popłynął dokładnie w tą stronę, w którą, zamierzali wyruszyć Jorgen i Matt. Odpowiednia chemia pojawiła się natychmiast. Pojawiło się również to coś, co powoduje, że grający ze sobą muzycy, doskonale słyszą swoich kolegów.
Taka totalna symbioza pojawia się w niewielu zespołach. Matt Abts geniusz swego instrumentu. Od nominacji do nagrody Grammy za mułowski Sco- Mule i miano najlepszego perkusisty świata w Drum Magazine, mówiono, że jest jedynym muzykiem, który godnie zastąpił Johna Bonhama. Faktycznie, jego oszołamiająca, niezwykle mocarna gra w skomplikowanej, bardzo otwartej stylistyce tak Gov't Mule jak i Planet Of The Abts może przyprawić wszystkich o zawrót głowy. Jorgen, który również odrobił z najwyższą notą swą arcytrudną lekcję w Gov't Mule, powoduje, że brzmią z Mattem jak monolit. Zjawiskowy T-Bone grający niezwykle nowatorsko, idealnie wpasował się w psychodeliczny, potężny świat stworzony przez Planet Of The Abts.

Dwóch maksymalnie zakręconych Szwedów i ja. Z tego musiało wyjść coś dziwnego - wspomina Matt.
Dziwnego i wyjątkowo pięknego. Ich jedyny do tej pory album zachwyca od początku do końca. Niczym nie ograniczeni, nie związani z żadnym muzycznym nurtem zagrali po prostu swoje. Rzeczywiście muzyka nie z tej ziemi; Planeta Abtsa. Warren, który z początku dość sceptycznie podchodził do projektu swych kolegów, usłyszał ich po raz pierwszy na koncercie. Jak mi mówił, to było coś wręcz nieludzkiego. Jakbyś wrzucił do jednego tygla muzykę King Crimson, Hawkwind, Free, wczesny Pink Floyd czy Toola. To było niewiarygodne. Wychodzili na scenę bez przygotowanej setlisty. Ktoś rzucał tytuł następnego utworu a oni to grali. Oczywiście, gdy pojawił się No Quarter, Warren nie wytrzymał i wyszedł do nich na scenę. Ale jak sam przyznaje, poczuł się tam niepotrzebny. Oni stanowili już prawdziwy zespół. Z takimi nazwiskami nie trudno było im wyruszyć w trasę. Wszędzie przyjmowani owacyjnie, utwierdzali się jedynie w przekonaniu, że to co grają i to w jaki sposób postrzegają swoje granie w tym zespole, trafia na niezwykle podatny grunt. W ten sposób narodził się kolejny, muzyczny gigant. Jak kiedyś - Gov't Mule. Nie przesadzam, przekonacie się o tym niebawem sami. Tim Palmieri z The Breakfast powiedział, że właściwie wszyscy chcieli tak grać, ale nikomu nie starczyło odwagi.
Planet Of The Abts jak kiedyś Gov't Mule, przetarli szlak. Nie próbujcie ich nawet szufladkować. To na nic się nie zda. Grają bardzo nowoczesną muzykę, mocno osadzoną w przeszłości. Inaczej przecież nie można. Coś musi stanowić drzwi, przez które w końcu trzeba przejść i szukać własnego brzmienia.
Muzyczny język, którego używa na swym porywającym albumie i koncertach Planet Of The Abts, przypomina mi bardzo dźwiękowy slang Grateful Dead. Tyle że w POA jest ciężej, dużo ciężej i dusznej. Nie ma tu dłużyzn, choć w każdym utworze aż roi się od genialnych, aranżacyjnych i brzmieniowych pomysłów. Wydaje mi się, że tak jak wspominałem wyżej, kiedyś Gov't Mule, dziś POA wytycza szlak dla bardziej odważnych. Trzech wirtuozów stworzyło potężną, natchnioną, mocno uskrzydlającą muzykę. POA jest też chyba znakiem czasów. Zespołów o mocnym, psychodelicznym zabarwieniu pojawia się na świecie coraz więcej. Niektórzy jeszcze szukają. Inni świadomie rezygnują z komputerowych efektów i grają żywą muzykę. Planet Of The Abts z całą pewnością należy do elity najmocniejszych. Wyobraźcie sobie lawinową perkusję, rodem z When the Levee Breaks Led Zeppelin, gitarę z holenderskiego Focusa, bas z Rush i klawisze z Echoes Pink Floyd zespolone w całość. Podane oczywiście inaczej.
Przykłady podałem jedynie po to, aby łatwiej było Wam wyobrazić sobie na co możecie trafić, wybierając się w Polsce na koncert tego absolutnie wyjątkowego zespołu.
Dave Matthews, kiedy ich usłyszał, gdy supportowali jego band, powiedział: strach po nich zagrać. Są wielcy, a nagrali przecież dopiero jedną płytę. Świat o nich jeszcze usłyszy. Nie widziałem potężniej brzmiącego zespołu od wielu lat. Tyle Dave Matthews, a my zapraszamy Was na polskie koncerty Planety Abtsa.

/ Paweł Freebird Michaliszyn /

 

The ''Original'' BLUES BROTHERS BAND
Legendy nie rodzą się przypadkiem. Nie stworzą ich media. Tworzą je , ogrom nietuzinkowej pracy artysty i my, słuchacze. Talent, charyzma i trwanie w drodze wbrew przeciwnościom losu. Jak się okazuje nie zburzy tego nawet śmierć. Raz rozpoczęte szlifowanie diamentu trwa nadal. Jak Grateful Dead, jak Lynyrd Skynyrd, jak U2, jak The Blues Brothers właśnie.
Blues Brothers to nie tylko John Belushi i Dan Aykroyd. Oni oczywiście dodawali kolorytu tej nieziemskiej, porywającej muzyce ale o pełnym błękitnym kolorze tego zespołu decydowali głównie sami muzycy. Trzeba tu dodać, absolutnie genialni muzycy. Blues Brothers to nie tylko dwa kultowe filmy. Ten zespół muzycznych komediantów obalił funkcjonujący w świecie obraz bluesmana. Opuszczonego przez kobietę i przyjaciół, wiecznie smutnego faceta. Blues Brothers nadali gatunkowi inną, w tamtym czasie zupełnie nową formułę. Spowodowali, że świat zaczął postrzegać muzykę bluesową jako fantastyczną zabawę. To właśnie Blues Brothers przyczynili się do powstania w Stanach nowej „bluesmanii". Przestano w końcu dochodzić kto zaprzedał duszę diabłu w zamian za talent. Blues Brothers kapitalnie wcisnęli w bluesowe ramy soul, gospel i funky. Nie uznawali żadnych granic. Blues to stan duszy zwykł opowiadać John Belushi. A gdy wychodzisz na scenę to przecież chcesz się doskonale bawić. Tak więc bluesa traktuję jak trampolinę do tego wszystkiego co dzieje się wokół. Powiesz, że jesteśmy zespołem bluesowym, będziesz miał rację; gdy nazwiesz nas kapelą gospelową również się nie pomylisz. Nie chcemy by ludzie przychodzący na nasze koncerty płakali. Mamy się wspólnie doskonale bawić. I to była główna idea, która nam przyświecała, gdy zakładaliśmy ten kabaret. Nigdy nie uważaliśmy się za bluesowych purystów - dodaje Steve Crooper.
Wszystko zaczęło się w 1977 roku w bluesowym kabarecie National Lampoon w telewizyjnym reality show Saturday Night Live. To tu właśnie powstał podawany w odcinkach , soulowy recital. Dwóch aktorów będących również muzykami - John Belushi i Dan Aykroyd pod pseudonimami „Joiliet Jake Blues" i „Elwood Blues", po ogromnym sukcesie owego musicalu, postanowili sprawdzić swój projekt na żywo. Musieli pozyskać do swego ni to kabaretu, ni to zespołu odpowiednich muzyków. Aykroyd wspominał - celowaliśmy w najwyższą półkę. Wkrótce dołączył do nich znakomity gitarzysta Steve „Colonel" Cropper z zespołu Booker T & The M.G.'s. Według pisma Rolling Stone Steve lokuje się w pierwszej setce najlepszych gitarzystów wszechczasów. Jest członkiem Blues Brothers do dziś. Również z Booker T & The M.G.'s pochodził zmarły w maju tego roku basista Donald „Duck" Dunn. Donald współpracował m.in. z Sam & Dave, Neilem Youngiem, Otisem Readingiem, Muddym Watersem czy Jimmym Page'm. Pianista Paul „The Shiv" Shaffer był kierownikiem muzycznym projektu Saturday Night Live. To właśnie tam poznał resztę bluesowych braci. Współpracował z największymi: Grand Funk Railroad, Blues Traveler, Chicago, Steely Dan. Grywał również z Robertem Plantem, Cher czy George Clintonem współzałożycielem Funkadelic Parlament. Puzonista i trębacz Tom „Bones" Malone był już legendą w momencie powstania Blues Brothers. Grał z Frankiem Zappą, Blood Sweat & Tears, Jamesem Brownem, Milesem Davisem i Stevem Winwoodem. To trzon, kręgosłup Blues Brothers. Powołanie do życia zespołu złożonego z tak wybitnych instrumentalistów i aktorów musiało przynieść sukces.
Ogromne powodzenie ich pierwszego albumu Briefcase Full Of Blues spowodowało, że muzyką zespołu zainteresowali się producenci z Hollywood. W 1980 roku nakręcono oszałamiająco efektowny, muzyczny film The Blues Bothers. W niezwykle malowniczy i komiczny sposób przedstawiono historię dwójki zawadiaków - Jake'a i Elwooda. Po premierze tego kultowego już dziś filmu Blues Brothers przez następne dwa lata ogrywali filmowy materiał na żywo. Ich koncerty wyprzedawane były do ostatniego miejsca w ciągu paru godzin. Jak wspominał Dan Aykroyd - było to szalone i niezwykle absorbujące tour z jakim kiedykolwiek przyszło mu się zmierzyć. Passa trwała aż do 1982 roku, gdy z powodu przedawkowania narkotyków umiera główny bohater tej bluesowej opowieści John Belushi. Dan Aykroyd po tym wydarzeniu niemal wyłącznie poświęcił się karierze filmowej, a osamotnieni muzycy Blues Brothers przez sześć lat błąkali się po różnych muzycznych projektach. W końcu, w 1988 roku postanowili powrócić jako The Oryginal Blues Brothers Band. Był to wielki powrót.
W 1998 roku ponownie pojawili się w kolejnej filmowej historii Blues Brothers 2000. Rolę głównego śpiewaka wziął na siebie inny znakomity amerykański aktor komediowy John Goodman. W filmie wcielił się w postać zwaną „Mighty Mack Blues". Reszta zespołu to ci najprawdziwsi Blues Brothers. To oni tworzyli całą tą historię. Bez nich nie było by najmniejszej szansy na stworzenie tego mocno zakręconego, genialnego zespołu. W Polsce usłyszycie i zobaczycie tych właśnie facetów. Steve „Colonel" Cropper, Smokin John Tropea, Lou „Blue Lou" Marini, Steve „Sum" Howard, Leon "Lion" Pendarvis, Eric „Red" Udel, Lee "Funkytime" Finkelstein, Larry "Trombonius Maximus" Farrell oraz gościnnie przyjmujący rolę głównego śpiewaka Jonny "Rock' n' Roll Doctor" Rosch. Zapytacie, czy to ten Blues Brothers? Odpowiadam - tak, to TEN Blues Brothers Band. Nie jakiś tam Tribute Band, a najprawdziwszy Blues Brothers, gwarantujący muzyką na najwyższym poziomie i wspaniałą, niepowtarzalną bluesową zabawę.
/ Paweł Freebird Michaliszyn /

BLUES BROTHERS :
Steve "The Colonel" Cropper - guitar
Lou "Blue Lou" Marini - Sax
"Smokin" John Tropea - guitar
Leon "The Lion" Pendarvis - keyboards
Eric "The Red" Udel - bass
Lee "Funkeytime" Finkelstein - drums
Larry "Trombonius Maximus" Farrell - trombone
Steve "Catfish" Howard - Trumpet
Bobby "Sweet Soul" Harden - vocal
And Special Guest:
Jonny "Rock N Roll Doctor" Rosch - vocals, harmonica


Więcej informacji--------------------------------------------->TUTAJ


Partner medialny:

              ;-)

krysiakatrc.fm


Każde forum komentarzy umieszczone pod informacjami prasowymi na niniejszej stronie internetowej (www.rc.fm), nie jest moderowane w czasie rzeczywistym - komentarze nie są weryfikowane przed ich automatyczną publikacją. Nie jest dozwolone umieszczanie w ww. komentarzach: nazw i marek o charakterze komercyjnym, linków czy innego rodzaju przekierowań do innych stron internetowych i jakichkolwiek obiektów graficznych. Wpisy łamiące prawo należy zgłaszać na adres: adm@rc.fm. Wpisując jakikolwiek komentarz na niniejszej stronie internetowej (www.rc.fm), autor tego komentarza przyjmuje świadomie do wiadomości i świadomie akceptuje bezwarunkowe prawo właściciela niniejszej strony internetowej (www.rc.fm) do usunięcia lub modyfikacyjnego skrótu wpisanego komentarza oraz brak gwarancji zapewnienia ciągłości publikacji wpisanego komentarza, jako korespondencji niezamówionej przez właściciela niniejszej strony internetowej (www.rc.fm).

Komentarze

Tym razem nie zacznę

Tym razem nie zacznę relacji od standardowego wstępu na temat festiwalu. Nie będę pisał gdzie i kiedy odbył się VI Festiwal im. Pawła Bergera. Nie będę pisał o przeglądzie zespołów konkursowych. Nie będę również rozpoczynał tego tekstu od wydarzeń, które miały miejsce pierwszego dnia. Tym razem relację zacznę od niesamowitego występu kapeli “Planet of the Abts”, który odbył się dnia drugiego.
Do wszystkich części programu VI edycji Festiwalu im. Pawła Bergera w Kaliszu w tym tekście dojdę, ale dopiero na końcu. Bo jakbym mógł rozpocząć relację bez opisania moich wrażeń z najwspanialszego koncertu tego roku, jednego z najpiękniejszych muzycznych doznań w moim życiu. Inaczej się po prostu nie da. “Planet of the Abts”, czyli perkusista Matt Abts, basista Jorgen Carlsson i gitarzysta T-Bone Andersson zawiedli mnie w jedno z najukochańszych miejsc w moim sercu. Do czasów kiedy muzyka progresywna była mroczna i pełna emocji. Do czasów kiedy takie legendy jak “Pink Floyd”, “King Crimson” i “Led Zeppelin” tworzyły coś co było jedyne w swoim rodzaju. Do wspomnień związanych z dźwiękami, które sprawiały, że na ciele pojawiały się dreszcze. Podczas koncertu “POA” czułem wszystkie fascynacje tymi kapelami. Kapelami, których nikt nie jest w stanie podrobić. “Planet of the Abts” też ich nie podrobiło. Oni “sięgnęli” po to co najlepsze i otoczyli to swym muzycznym kunsztem. Wszystko było “nowe”, ale brzmienie rzucało nas wprost do początków lat 70-tych, do okresu najwspanialszego rozwoju rocka progresywnego i psychodelii. Od tego wydarzenia minęły już dwa dni, a ja wciąż mam trudności z opisaniem tego co czułem. Jest to bardzo ciężkie, gdyż emocje, które towarzyszyły mi podczas tego koncertu, są bardzo osobiste. Może też dlatego nie wszystkim obecnym w Kalisz Arena tego dnia występ “POA” przypadł tak bardzo do gustu. Uważam, że tylko osoby, które wciąż żyją muzykę tamtych lat równie emocjonalnie odczuły ten koncert co ja. “POA” wiedziało jak po te emocje “sięgnąć”. O końcowym wykonaniu utworu “No Quarter” Zeppsów nie będę już nawet pisał. To trzeba było usłyszeć, pisanie jest zbędne.
Teraz można przejść do reszty festiwalu. Odbył się on w dniach 31.08-01.09.12 w Kaliszu. W tym roku w organizacji pomagała Agencja Tangerine Music, więc o jakość muzyczną nie trzeba było się martwić. Wszystko rozpoczęło się w piątek od przeglądu zespołów, które zgłosiły się do Konkursu. Dużo o tym nie jestem wstanie napisać, ponieważ podróż z Gdańska sprawiła, że na tą część zwyczajnie się spóźniłem. Werdyktem Jury zwycięzcą okazała się kapela z Litwy o nazwie “The Skays”. Jedną z nagród był występ tego samego dnia przed gwiazdami festiwalu. Przyznam, że momentami ich twórczość podobała mi się, ale była często zbyt “plastikowa”. Zaznaczę, że są to tylko i wyłącznie moje odczucia i wiem, że zespół znalazł nowych fanów w naszym kraju. Zaraz po nich na scenie pojawił się ubiegłoroczny laureat – szczecińska formacja “Fat Belly Family”. Ciekaw byłem ich dźwięków, zwłaszcza, że klawiszowcem jest Borys Sawaszkiewicz, bliżej mi znany z występów z “Big Fat Mama” i Jasiem Gałachem. Jestem dużym fanem “Big Fat Mamy”, ale “Fat Belly Family” to nie do końca moje klimaty. Po występie muzyków ze Szczecina przyszedł czas na Filharmonię Kaliską w wydaniu rockowym. I tu było duże zaskoczenie. Symfoniczne wersje utworów takich kapel jak “Lez Zeppelin”, “Deep Purple” czy “Lynyrd Skynyrd” brzmiały cudownie. Trzeba pogratulować Filharmonii Kaliskiej za tak świetne aranżacje. Szkoda, że nie grali dłużej, bo robili to po prostu doskonale. Ostatnim punktem wieczoru był występ “Quidam”. Na ten koncert bardzo czekałem. Posiadam tylko jeden ich krążek – koncertowy album “Strong Together”. I taki właśnie był ten koncert. Wszystko to co lubię z tego krążka było podczas ich występu obecne. Smutna była tylko frekwencja publiczności, która pod koniec już wychodziła i przy ostatnich dźwiękach “Quidam” naliczyłem około 40 osób. Niestety tak bywa w tym kraju. Podczas koncertu “POA” tego samego dnia w Warszawie było ponoć 50 osób. 50 osób przyszło zobaczyć występ, który dla mnie był jednym z najwspanialszych przeżyć w życiu. Ale to jest temat na inną rozmowę, więc wracajmy do relacji.
Nie ukrywam, że sobota była dniem, na który czekałem bardzo długo. Czemu? Pisałem na początku, więc już Państwo wiedzą. Zanim jednak sekcja “Gov’t Mule” (Matt Abts i Jorgen Carlsson) wyszła na scenę, odbył się koncert Dżemu, który co roku jest gospodarzem festiwalu. Moi stali czytelnicy i słuchacze audycji na pewno wiedzą, że nie jestem fanem muzyki tego zespołu, więc aby nie oceniać ich występu z moim nastawieniem, napiszę, że wszyscy wyszli z niego bardzo zadowoleni. Za to po koncercie “POA” byłem w takim stanie, że nie potrafiłem “trzeźwo” wysłuchać całego koncertu “The Blues Brothers”. Muzyka, którą zaprezentował Matt Abts z kolegami działa na mnie jak narkotyk, więc dźwięki “bluesowych braci” nie wywarły na mnie takiego wrażenia jak powinny. Nie ukrywam, że zobaczyć na scenie takich muzyków jak Steve Cropper, czy Lou Marini to wielka radość i zaszczyt, w końcu to żywe legendy muzyki. Gdyby to “POA” wystąpili jako ostatni miałbym zupełnie inny odbiór ich muzyki. Tak się niestety nie stało, więc ciężko jest mi się wypowiedzieć na temat “The Blues Brothers” w takiej formie jakbym chciał. Zostawiam to innym, którzy poszli na ten koncert w lepszej formie niż ja.
Podsumowując cały festiwal trzeba zaznaczyć, że poszedł on bardziej w kierunku rocka. Nie każdemu może się to podobać, zwłaszcza osobą, które nastawione są tylko i wyłącznie na stylistykę bluesową. Myślę, że Ci, którzy są otwarci na każde dźwięki i Ci, którzy wychowali się na wszystkich gatunkach muzycznych lat 60-tych i 70-tych, wyjechali z Kalisza zadowoleni. Ja na pewno należę do tej grupy i długo jeszcze nie zapomnę tego weekendu. Oj długo
Adam Brzeziński

odnosze wrażenie że

odnosze wrażenie że niektórych z obecnych tutaj , w ogóle nie interesuje muzyka. Po raz pierwszy w historii Kalisza , zagrały zespoły ze światowej czołówki..pisanie "disco polo" w kontekście Dżemu - Planet Of The Abts - Blues Brothers - Quidam świadczyc jedynie może i poziomie intelektu piszacego...
Artystycznie ten Festiwal nigdy prędzej nie był lepszy ! Była alternatywa dla malkontentów i frustratów. Pomaganie jest trendy. W sumie zacna impreza ale muzycznie to było cos własnie dla sfrustrowanych ignorantów. Nie podsysajcie czegoś czego w ogóle nie ma. Mówie o tzw "nienawiści" między pieknymi miastami - Kalisz - Ostrów. Wszędzie są wspaniali ludzie i wszędzie znajda sie wulgarni ignoranci !
A cena ? smiesznie niska. Każdy z oddzielnych koncertów tych znakomitych zespołów wyciagnął by z Waszej kieszeni od 70 do 200 zł. W Kaliszu mieliście pigułę za 60 zł. A że ktos tam mniej sie opił piwa? To trzeba sie zdecydować - koncert czy wyścigi w spożywaniu! Tyle. Stonujcie z tymi obrażającymi innych postami. Pozdrawiam i Kalisz i Ostrów !

kicha jest wtedy gdy za

kicha jest wtedy gdy za organizację takiego festiwalu biorą się nieodpowiednie osoby którym wydaje się ze jak słuchają muzyki to już są nie wiadomo jakim ekspertem w tej dziedzinie.

dzem ; nagłosnienie kicha i

dzem ; nagłosnienie kicha i muzycy którym sie już chyba nie chce bo grali chwilami poza muzyką . a byli moja ikoną . Blues Brothers jak zwykle genialny ale godzina koncertu poza granicami przyzwoitości , Zadko kiedy trzeba czekać na gwiazdę wieczoru do godz 24;00 .... to było liche , dla organizatora pała za taki harmonogram wieczoru .
i pytanie do fachowców.
dlaczego zamiast Dżemu słychac jeden łomot trudny do zrozumienia ? a przy Blues Brothers czysty dzwięk i możliwość zrozumienia tekstu . miło sie słucha .
A może to szacunek do słuchacza ?
Dżem - daje 3- i więcej biletu na nich nie kupie
Blues Brothers - daje 6+ i nadal zostaje fanem

a skutki ceny biletów można było zobaczyc w marnej ilości ludzi , słabiutko słabiutko , organizacyjnie kicha

Wszystko zależy od

Wszystko zależy od realizatora, z którym przyjeżdża zespół... Jak sam możesz wywnioskować ze swojich stwierdzeń, nie było to zależne od nagłosnienia, bo przyszedł inny czlowiek, i potrafił "ukręcić". Dżem jak dla mnie również brzmieniowo porażka... Realizator się nie spisał choc miał możliwości sprzętowe bardzo duże co było słychać na P.O.A. czy BluesBrothers

najbardziej podobali sie mi

najbardziej podobali sie mi widzowie w "szpileczkach" i "garniturkach", którzy później mogą na takim forum napisac, że była - uwaga cytat! "kicha" w zależności od gustu i upodobania można było wybrac między bergerem a pomaganie jest trendy, no cóż ale po co , skoro lepiej popisac na stronce , bo jeden wiesiek jest z kaliszewa a drugi czesiu z ostrowa, pozdrawiam obu

A wiesz dlaczego tak jest z

A wiesz dlaczego tak jest z tym narzekaniem i kto te komentarze pisze??? To są flustraci z dwóch "zaprzyjaźnionych" miast, i krytyka ich nakręca i dowartościowuje. Następni są ci, którzy tu mieszkają i na wszystko narzekają, ale nie wyjadą z tego miasta tak jak ty, bo są psychicznie za słabi na taki krok. I jednych i drugich można bez żadnego przegięcia, nazwać życiowymi niedorajdami. Ale tym to się nie ma co przejmować.

Cholerni frustraci! Żal

Cholerni frustraci! Żal czytać te Wasze wypociny... Nie jestem fanem żadnego z tych zespołów, ale fakt, że coś się ciekawego dzieje w moim rodzinnym mieście (choć już w nim nie mieszkam), jest godne uznania. Wchodzę na strony z wiadomościami o Kaliszu z sentymentu i chęci zobaczenia, co się dzieje w "moim" mieście. A później trafiam na komentarze i... ech... szkoda słów. Lepiej nie czytać tych kiepskich wypocin, sfrustrowanych miernot... Ile chcielibyście płacić (jeśli w ogóle)? 10 zł, 5 zł ? W sumie, najfajniej byłoby, gdybyście jeszcze dostali zwrot kosztów dojazdu, od każdego z zespołów pełen zestaw oryginalnych gadżetów o wartości 500 zł, no i oczywiście kiełbachę z grilla i piwo... No i oczywiście miejsce złe... Bo za ciepło było dziecku się spociło... ojojoj... Nie można wnosić swoich napojów... No kur...a! Czy Wy kiedykolwiek byliście na jakimkolwiek prawdziwym koncercie, na jakimś innym wydarzeniu, niż festyn w Parku Przyjaźni? Echh... Uśmiechu życzę i więcej pozytywnych myśli! PEACE!

Wszystkim, którzy nie

Wszystkim, którzy nie wiedzą co to muzyka... proponuję wyjazd do Czekanowa bądź innej wioski w miejsce będące alternatywą dla "protka na lotce". Tam za jedyne 200 PLN (w cenę wliczony dojazd, napoje wyskokowe, mała dawka paradopalacza oraz zabezpieczenie dla aktywności na masce samochodu lub tylnym siedzeniu w zależności od upodobań) Serdecznie zachęcam ( żeby tylko nie zakłócali swoją przypadkową obecnością szerokiego pasma odbioru)

Jestem zaskoczony, moi

Jestem zaskoczony, moi poczciwi, że nie znacie mnie mnie lepiej.Co mnie obchodzą jakieś Wasze spotkania impertynenckie. Miałem tysiące różnych wcieleń. Z głupoty jednako zmięknę z czystej łaskawości i kaprysu.

WSTYD!!!!!!WSTYD!!!!!I

WSTYD!!!!!!WSTYD!!!!!I jeszcze raz WSTYD!!!!Kalisz jest tak zapyziałą WSIĄ, że aż się nóż w kieszeni otwiera!!!!tak głupiego miasta to ja jeszcze w życiu nie widziałam!!!!!i brak perspektywy wyprowadzenia się z tej dziury mnie przeraża!!!!!wszystko Wam jest ludzie ŹLE!!!!!!!!!!!! jak było na Łaziennej to było źle bo deszcze na głowę padał, albo ktoś w zęby dostał!!!!!!jak teraz zrobili w cywilizowany sposób ten festiwal (oczywiście w innych miastach takie wydarzenie się wszystkim podoba, ale nie w Kaliszu wśród buraków)to też źle bo ktoś się spocił!!!!!!!a od Ostrowa wara!!!!!!!!!!! bo to tylko ludzie bezrozumni mogą mieć jeszcze wąty do ludzi z tego miasta, które rozwija się zdecydowanie szybciej od naszego burakowatego Kalisza!!!!!!

:)a Ty wiesz człowieku w

:)a Ty wiesz człowieku w ogóle co to jest za festiwal!!!!!!!!!!!!!!!!!?????????????????????????????widać nie, więc zamknij się z łaski swojej!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Wam się chytre bose antki

Wam się chytre bose antki nigdy nic nie podobało. Ja się cieszę że moge to obejrzeć w cywilizowany sposób, a nie na deszczu i w zimnie jak jest dzisiaj na dworze. Jak wczoraj w tv się wypowiadał Irek Dudek, w Katowicach Rawa Blues jest zawsze w hali Spodek- kaliskie dziady. I jakoś tam nikomu to nie przeszkadza że będzie w hali i przez to się nie nachla piwska w czasie koncertu.

Powiem tak;miasto przejelo

Powiem tak;miasto przejelo ten festiwal i chce zrobic na tym kase,ale zonk...na forum Dzemu nawet nie chca tu przyjezdzac Dzemowcy bo w hali koncert???zawsze był pod chmurka,na kortach,a teraz....dosyc ze nic sie nie dzieje w tej dziurze to jeszcze to nam zabrali i ceną zniechęcają normalnych ludzi...zycze Panom z rady miasta zeby dobrze się bawili!!!!!!!!!!!!!!!!!!

O co tu chodzi....przeciez

O co tu chodzi....przeciez to rozboj w biały dzień. Jaki festiwal???Na smiesznej hali Arena?Dzięki,postoje,byłem w zeszłym roku i nie potrzebuję się ściskac i byc mokrym.Porazka,ze wladze miasta zlikwidowały ten festiwal z kortów CKiS zeby ratowac pusto stojaca Arenkę...Smiech!

50 zł to symboliczna kwota

50 zł to symboliczna kwota za taką dawkę emocji... niestety niektórzy tutaj muszą doliczyć jeszcze kolejne tyle, żeby zapewnić sobie nieczysty odbiór poprzez spożycie napojów z zawartością alkoholu i może dlatego widzą problem. Szkoda, że tak niewiele tak fantastycznych imprez odbywa się w Grodzie nad Prosną

a Tobie kolego to nawet

a Tobie kolego to nawet jakby bilety były po 5 złoty to i tak byłoby za dużo:)festiwal jest raz do roku więc jakbyś myślał to złotówka dziennie odłożona wystarczyłaby żebyś teraz takich głupot nie wypisywał:)bo aż żal bierze jak się to czyta:)

Bilet na koncert Blues

Bilet na koncert Blues Brothers w Warszawie kosztuje 100 złotych, na koncert Planet Of The Abts w Krakowie - 70 złotych, na koncert grupy Dżem - np. w Gdyni - 50 zł. Nie licząc kosztów podróży do tych miast - daje to kwotę 220 złotych. W Kaliszu w ten weeken można ich obejrzeć i posłuchać razem za 50 złotych.

no w kocu ktos mnie popiera

no w kocu ktos mnie popiera jesli chodzi o cene jak dla mnie masakra wydac 150zl dla mojej 3 os rodziny to juz za duzo.... sory... wczesniej ktos mnie zbesztal ze ooo jak to jeszcze miasto doklada bo to takie wielkie gwiazdy przyjezdzaja.... szkoda gadac, a trabia o tym w kolko bo malo bilecikow im pewnie poszlo i boja sie ze bedzie niewypal... i mam nadzieje ze malo ludzi bdzie i na nastepny rok pojda w koncu po rozum do glowy i zrobia znow ten festiwal dla ludzi tak jak bylo to do tej pory...pozdrawiam

niektórzy organizatorzy

niektórzy organizatorzy robią ten festiwal dla siebie a nie dla gawiedzi, maja okazje zobaczyć swoje gwiazdy za darmo, lepiej gdy festiwal był na świeżym powietrzu, lepsza atmosfera i taniej.

wczesniej chodzilam na

wczesniej chodzilam na koncert bo był fajny, pod chmurką i w zasiegu kieszeni.. teraz to za drogo i pierwszy raz musze sobie odmowic.. poz tym na arenie klimatyzacja nie dziala jak powinna, napoi nie mozna wniesc ze soba i akustyka zostawia wiele do zyczenia.. do tego kasa, że boli.. w zasadzie ja juz mowie ze festiwal polozono ! ale niech sobie triumfuja organizatorzy, ktorzy nie przyjmuja do wiadomosci co mowi dol! znow sie pobawia dzieci bogatych rodzicow, mlodziez bez wiekszych zobowiazan, a reszta musi sie obejsc smakiem festiwalu.

drogie rc, tak wiemy że

drogie rc, tak wiemy że bedzie ten festiwal w piatek, w pracy was słucham i po 16 komunikacjie o festiwalu trochęmam już go dość. mam nadzieję że nie będzie takiej sytuacji na antenie: PRZERYWAMY NADAWANIE, ŻEBY PODAĆ INFORMACJĘ Z OSTATNIEJ CHWILI: W NAJBLIŻSZY PIĄTEK BĘDZIE W KALISZU FESTIWAL BERGERA..."

Kogoś tu zdrowo

Kogoś tu zdrowo popieściło z tymi cenami. Kiedys byl to fajny festiwal po chmurką. Niestety Urząd miasta Cebulowa wyczuł interes i przejął festiwal. Cena biletu na 01.08 w ddniu koncertu? 60zl. Niedobrze sie robi!!!